środa, 17 lipca 2024

Jezus, ale jaki?


Obyście umieli znieść odrobinę niedorzeczności z mojej strony. W samej też rzeczy znosicie. Zabiegam bowiem o was z gorliwością Bożą; albowiem zaręczyłem was z jednym mężem, aby stawić przed Chrystusem dziewicę czystą, obawiam się jednak, ażeby, jak wąż chytrością swoją zwiódł Ewę, tak i myśli wasze nie zostały skażone i nie odwróciły się od szczerego oddania się Chrystusowi. Bo gdy przychodzi ktoś i zwiastuje innego Jezusa, którego myśmy nie zwiastowali, lub gdy przyjmujecie innego ducha, którego nie otrzymaliście, lub inną ewangelię, której nie przyjęliście, znosicie to z łatwością. (2 Kor 11,1-4)

I zapytał ich [Jezus]: A wy za kogo Mnie uważacie? (Mk 8,29)

* * *

- Bracie, nie interesuje mnie twoja doktrynalna gadanina, ona tylko rodzi podziały. Mnie interesuje tylko to, czy ktoś kocha Jezusa. Jeśli tak twierdzi, to bez względu na to, do jakiego chodzi kościoła, jest moim bratem w Chrystusie!

Ani czas, ani miejsce nie wydawały się odpowiednie na przeciąganie tej rozmowy. Miałem jednak przekonanie, że zanim się rozejdziemy, powinienem postawić jeszcze jedno pytanie.

- Ale gdy ktoś twierdzi, że kocha Jezusa, to czy zapytałeś kiedyś taką osobę: „Jakiego Jezusa?”

Starszy pan pomyślał chwilę i potrząsnął głową:

- To nie byłoby postępowanie w miłości.

* * *

Ilekroć jestem w Pennsylwanii, zawsze odwiedzam pewnego znajomego. Przebywanie z nim to wielka przyjemność, gdyż trudno o sympatyczniejszą osobę. Człowiek ów jest pobożnym muzułmaninem, uważającym się zarazem za ekumenistę. Szczyci się tym, że jego poglądy w wielu miejscach zbiegają się z wiarą Żydów i chrześcijan. Od czasu do czasu chadza ze znajomymi do kościoła prezbiteriańskiego i bardzo sobie chwali nabożeństwa i stosunki z jego członkami.

Kiedy pewnego razu wraz z kilkoma znajomymi chrześcijanami wybraliśmy się do restauracji, zwierzał się nam ze swojej miłości do Jezusa. Deklarację zakończył słowami:

- Gdybym tylko mógł wyrwać sobie kawał ciała, żebyście zajrzeli mi do serca, to zobaczylibyście, jak bardzo kocham Jezusa.

Każde jego słowo dźwięczało uczuciem tak głębokim, iż rzadko się słyszy podobnie gorliwe wyznania z ust samych chrześcijan!

Kiedy zadowolony z takiej deklaracji przyjaciela wbijałem widelczyk w kolejny kęs jeżynowego placka, uderzyła mnie myśl: „Ale  j a k i e g o  J e z u s a ?” Zakotłowało mi się w głowie: drążyć sprawę, czy też nie? Zanim jednak zdążyłem się zdecydować, słowa wyszły same:

- Powiedz coś o tym Jezusie, którego kochasz.

Mój przyjaciel muzułmanin nie zawahał się ani przez chwilę.

- To ten sam Jezus, którego ty kochasz.

Pomyślałem, że zanim zabiorę się do „poważnych rozpraw doktrynalnych”, warto uświadomić znajomemu, dlaczego powinniśmy ustalić, czy mówimy o tym samym Jezusie.

Posłużyłem się w tym celu przykładem jego sąsiada, który jest dobrym znajomym nas obu; obaj też przepadamy za jego towarzystwem. Najpierw zgodziliśmy się, że i  ja, i on czujemy do człowieka o tym nazwisku to samo. Potem zacząłem go opisywać:

- Ma 1,66 wzrostu, jest kompletnie łysy, waży ze 150 kg, a w lewej dziurce w nosie ma kolczyk...

Ledwie słowa te wyszły z moich ust, znajomy głośno zaprotestował:

- Co ty opowiadasz! Ma ponad 190 cm, włosy, że pozazdrościć, a chudszego faceta nigdy nie widziałem!

Po czym dodał, że na pewno nie mówimy o tej samej osobie.

- A czy to naprawdę takie ważne? - zapytałem.

Spojrzał na mnie jak na idiotę.

- Jak to - nieważne! Żaden mój sąsiad nie pasuje do twojego opisu. Może  t y  kogoś takiego znasz, ale  j a  na pewno nie mam ani takiego sąsiada, ani przyjaciela!

Wtedy zwróciłem mu uwagę, że jeśli jestem pewien opisu, który podałem, to znaczy, że każdy z nas ma na myśli inną osobę. Zgodził się.

Potem zacząłem mu opisywać Jezusa, którego ja znam.

- Został ukrzyżowany i umarł na krzyżu za moje grzechy. Czy Jezus, którego znasz, to zrobił?

- Nie; zanim wyzionął ducha, Allach zabrał go do nieba. A na krzyżu umarł zamiast niego Judasz.

- Jezus, którego ja znam, jest Synem Bożym, który stał się człowiekiem. Czy twój Jezus również?

Potrząsnął głową.

- Nie. Tylko sam Allach jest Bogiem. Jezus był wielkim prorokiem, ale tylko i wyłącznie człowiekiem.

W naszej rozmowie omówiliśmy w ten sposób wiele innych cech, które Biblia przypisuje Jezusowi. W prawie każdym przypadku znajomy muzułmanin miał na ten temat odmienny pogląd. Choć trzymał się przekonania, że to jego pogląd jest prawdziwy, to jednak niemożność pogodzenia naszych sprzecznych wizerunków nieco ostudziła jego zapał w miłosnych deklaracjach pod adresem Jezusa.

Być może ktoś uznałby moje pytania za dowód braku miłości, za jątrzenie w celu wywoływania podziałów doktrynalnych. Jednak w moim przekonaniu była to próba stworzenia mojemu przyjacielowi możliwości nawiązania autentycznej więzi z jedynym prawdziwym Zbawcą, Panem Jezusem Chrystusem, nie zaś z kimś, kogo nieopatrznie on sam bądź inni wymyślili.

* * *

Doktryny to nic innego jak nauki. Są albo prawdziwe, albo fałszywe. Nauka prawdziwa nie może wywoływać podziałów szkodliwych; mogą je natomiast powodować nauki fałszywe. „Proszę was, bracia, abyście się strzegli tych, którzy wzniecają spory i zgorszenia  w b r e w  n a u c e,  którą przyjęliście; unikajcie ich” (Rz 16,17; por. też: Rz 2,8-9; BB). Jezus, który jest Prawdą, może być poznany jedynie w  p r a w d z i e,  i to przez tych, którzy jej szukają (J 14,6; 18, 37; 2 Tes 2,13; 5 Mojż 4,29). Sam Chrystus wywołał p od z i a ł  (Mt 10,35; J 7,35; 9,16; 10, 19), podział na prawdę i błąd (Łk 12,51).

„Jaki Jezus?” - to nieodzowne pytanie dla każdego wierzącego w Chrystusa. Winniśmy je zadać przede wszystkim samym sobie, sprawdzając własne poglądy o Jezusie (2 Kor 13,5; 1 Tes 5,21). Złe pojęcie na Jego temat stanie bez wątpienia na przeszkodzie naszej z Nim więzi. Pytanie to może się również okazać ważne w naszych stosunkach z innymi, którzy nazywają się chrześcijanami. Niedawno podczas krótkiej podróży lotniczej mój przyjaciel postanowił zapytać sąsiada z fotela obok o jego związek z Jezusem. Choć młody człowiek oznajmił, że od jakichś czterech lat jest wierzący i należy do chrześcijańskiej wspólnoty zawodowych sportowców, to okazało się, że tak naprawdę nie zna Jezusa ani też nie ma pojęcia o ewangelii zbawienia. Zanim samolot wylądował, mój znajomy zdążył zaprowadzić go do Pana.

Niestety, nazbyt często deklaracje w rodzaju: „Jesteśmy jedno z każdym, kto wzywa imienia Chrystusa”, są niczym więcej niż emocjonalnie naładowaną fasadą planów ekumenicznych. Tych, którzy takie niebiblijne slogany traktują bardzo serio, paraliżuje lęk przed „burzeniem jedności”, i to do tego stopnia, że krytykują wszelkie próby walki o wiarę. Zdumiewający plon takiej „jedności chrześcijańskiej” to np. współdziałanie na rzecz odnowy moralnej społeczeństwa z sektami, „które wzywają imienia Jezusa”.*

Wśród nauk sekt o Jezusie znajdziemy wszelkie możliwe niebiblijne pojęcia. „Jezus Chrystus” choćby Kościoła Świętych Dni Ostatnich [mormonów] w każdym możliwym aspekcie różni się od Jezusa biblijnego. „Jezus” wymyślony przez Josepha Smitha [założyciela mormonów] i zawarty w nazwie stworzonego przez niego kościoła jest pierwszym  d u c h o w y m  d z i e c k i e m  Elohim, podobnie jak wszyscy ludzie, aniołowie i demony są duchowymi dziećmi Elohim (Boga Ojca, który ma fizyczne ciało) i Dziewicy Marii. Jezus mormonów to przyrodni brat Lucyfera. Przybył na ziemię, aby stać się bogiem. Ofiara jego śmierci daje w chwili zmartwychwstania nieśmiertelność każdemu stworzeniu (również zwierzętom). Jednakże miejsce przebywania w wieczności - w piekle czy w jednym z trzech niebios - zależy tylko i wyłącznie od uczynków danej jednostki.

Jezus Chrystus sekt nauki umysłu (Nauka Chrześcijańska, Nauka Religijna, Szkoła Chrześcijaństwa Unity - - Jedność - itd.) nie różni się niczym od innych ludzi. „Chrystus” to duchowa koncepcja Boga, a nie osoba. Jezus ani nie cierpiał, ani nie umarł za grzechy ludzi, bo grzech nie istnieje; pomógł on natomiast człowiekowi zrozumieć, iż grzech i śmierć nie są rzeczywiste. Na tym w Nauce Chrześcijańskiej polega „zbawienie”.

Świadkowie Jehowy także kochają Jezusa - nie jest to jednak Jezus biblijny. Zanim Jezus narodził się na ziemi, był archaniołem Michałem. Jest on wprawdzie  j a k i m ś  bogiem, ale nie Bogiem Jahwe (Jehową). Kiedy jednak Jezus ów stał się człowiekiem, przestał być bogiem. Jezus Świadków Jehowy nie zmartwychwstał fizycznie; Jehowa wzbudził tylko duchowe ciało, fizyczne zaś ukrył. W obecnej chwili Jezus istnieje znów jako anioł Michał. Biblia obiecuje, że kiedy wierzący w naszego Pana i Zbawcę umiera, od razu odchodzi do Niego (2 Kor 5,8; Flp 1,21-23). Natomiast w przypadku Jezusa Świadków Jehowy tylko 144 000 Świadków Jehowy dostąpi tego przywileju, ale nie w chwili śmierci, gdyż z chwilą śmierci przestają istnieć, spędzając nieokreślony czas w stanie bezczynności i braku świadomości - - a więc nieistnienia. Mój natomiast związek z biblijnym Jezusem jest nieprzerwany i wieczny.

Wyznawcy rzymskiego katolicyzmu kochają Jezusa. Kochałem go i ja przez dwadzieścia kilka lat życia; bardzo się on jednak różnił od Jezusa, którego znam i kocham dziś. Tamten Jezus był czasem dzieciątkiem na ręku bądź małym chłopcem, przesłoniętym i chronionym przez matkę. Gdy potrzebowałem jego pomocy, wiedziałem, że najpierw muszę  p om o d l i ć  s i ę  do jego matki. Jezus, do którego modlę się dzisiaj, już od blisko dwóch tysięcy lat nie jest dzieckiem. Jezus, którego kochałem jako katolik, przebywał w mym mniemaniu cieleśnie w postaci białego opłatka na ołtarzu w moim kościele, przebywając jednocześnie w ten sposób w milionach kawałków chleba na całym świecie. Mój Jezus dziś to fizycznie zmartwychwstały Syn Boży, który nie zamieszkuje w przedmiotach nieożywionych.

Katolicki Jezus, którego znałem, był Chrystusem z krucyfiksu, nieustannie wiszącym na krzyżu i nieustannie umierającym w ofierze mszy w swym wciąż nieukończonym dziele zbawienia. Jezus, w którego wierzę dzisiaj, prawie dwa tysiące lat temu zapłacił  w  p e ł n i  moją karę za grzechy. I aby dostąpić zbawienia, nie potrzeba uzupełniać Jego dzieła siedmioma sakramentami, liturgią, kapłaństwem, papiestwem, wstawiennictwem Jego matki, odpustami, modlitwami do zmarłych i za zmarłych, czyśćcem itd. Katolicy miłujący Jezusa, nazywający się katolikami charyzmatycznymi, ewangelicznymi czy nowo narodzonymi, kochają zatem Jezusa, który nie jest Jezusem biblijnym, ale innym Jezusem.

Innego Jezusa wielbią nieraz także ci, którzy uważają się za chrześcijan ewangelikalnych. Zwolennicy nauki wiary i sukcesu głoszą Jezusa, który był materialnie dobrze sytuowany. Zdaniem ewangelisty Johna Avanziniego, którego ekskluzywna garderoba odzwierciedla jego teologię, Jezus nosił ubrania najwyższego gatunku (np. szatę utkaną jako całość, bez szwów), jak królowie i najbogatsi kupcy. Robert Tilton w pokrętny sposób dowodzi, że ubóstwo jest grzechem, a ponieważ Jezus był bez grzechu, to musiał być bajecznie bogaty. Orędownik pozytywnego wyznawania Fred Price wyjaśnia, że jeździ rolls-royce'em, bo stosuje się do zaleceń Jezusa. Oral Roberts uważa, że ponieważ Jezus i uczniowie mieli skarbnika (Judasz), to znaczy, że posiadali mnóstwo pieniędzy.

Obok Chrystusa zamożnego popularny jest też Jezus nauczycieli wiary (np. Kenneth Hagin, Kenneth Copeland), który zstąpił do piekieł, by dać się dręczyć szatanowi, i przez to dopełnił przebłagania za grzechy rodzaju ludzkiego. Nie takiego Jezusa znam i kocham.

Jezus Tony'ego Campolo mieszka w każdym człowieku. Telewizyjny kaznodzieja Robert Schuller głosi Jezusa, który umarł na krzyżu, żeby umocnić nasze poczucie  w ł a s n e j  wartości. Podpisując się pod takim wizerunkiem Jezusa, chrześcijańscy psycholodzy i liczni kaznodzieje kościołów ewangelikalnych twierdzą, że krzyżowa śmierć Jezusa dowodzi naszej bezcenności w oczach Bożych i jest fundamentem poczucia własnej wartości. Lansuje się dziś nie tylko cały wachlarz „Jezusów” pokrzepiających nasze ego - spsychologizowany kościół twierdzi też, że dla zdrowia psychicznego liczy się nie tyle prawda o Jezusie, ale nasz prywatny Jego obraz! Na tym oparli swe modne nauki psychoduchowy integracjonista Neil Anderson i inni propagatorzy niebiblijnych technik „wewnętrznego uzdrowienia”. Według nich musimy przebaczyć Jezusowi za sytuacje z przeszłości, w których wedle naszego odczucia rozczarował On nas czy zranił emocjonalnie. O  j a k i m  Jezusie tu mowa?

Sednem chrześcijaństwa jest bliska więź z Jezusem, będąca nie fantazją, lecz rzeczywistością. Jezus naprawdę mieszka w każdym, kto pokłada w Nim wiarę jako w Panu i Zbawcy (Kol 1,27; J 14,20; 15,4). Nasz związek z Nim ma charakter zarówno subiektywny jak i obiektywny.  A u t e n t y c z n e  osobiste doświadczenia z Jezusem zawsze będą zgodne z Jego obiektywnym Słowem (Iz 8,20; najlepiej BT lub BG). Jego Duch posługuje nam Jego Słowem i poznanie to staje się fundamentem naszego z Nim związku (J 8,31; Flp 3,8). Nasza miłość ku Niemu znajduje wyraz w naszym posłuszeństwie Jego przykazaniom i dzięki niemu też wzrasta; nasza zaś ufność ku Niemu umacnia się przez poznawanie tego, co On nam o Sobie objawił (J 14,15; Flp 1,9). Jezus powiedział: „Każdy, kto z prawdy jest, słucha głosu Mego” (J 18, 37). Pozwalanie sobie na fałszywe pojęcie o Jezusie i Jego naukach podkopuje istotę naszej więzi z Nim, więzi o żywotnym znaczeniu.

Nie ma na tej ziemi radości większej nad wspólnotę z Jezusem i tymi, którzy Go znają i są przez Niego poznani. Z drugiej strony trudno wyobrazić sobie większą tragedię niż pałanie uczuciem do  i n n e g o  J e z u s a, wymyślonego przez ludzi bądź przez demony. Nasz Pan zapowiedział, że niedługo przed Jego powrotem wielu padnie ofiarą wielkiego omamu (Mt 24,23-26). Z powodu rzekomych znaków i cudów wykonywanych w Jego imię wielu dojdzie do fałszywego przekonania, że zna Jezusa i że mu służy. Takim ludziom powie On pewnego dnia: „Nigdy was nie znałem. Idźcie precz ode Mnie wy, którzy czynicie bezprawie” (Mt 7,23).

Pytanie: „Jezus - ale jaki?” wbrew pozorom nie jest wcale pytaniem rodzącym podziały, lecz może się okazać najpożyteczniejszym dziełem miłości, jakie możemy dziś sprawować. Odpowiedź bowiem na to pytanie rodzi wieczne konsekwencje.


The Berean Call  luty 1995

(za uprzejmą zgodą Wydawców).


Źródło: http://tiqva.pl/bezdroa-bdu/69-jezusale-jaki-

czwartek, 11 lipca 2024

Gotowi na spotkanie z Panem i niezależni od księcia świata

Mądre panny weszły na wesele, głupie nie

A gdy one odeszły kupować, nadszedł oblubieniec i te, które były gotowe, weszły z nim na wesele i zamknięto drzwi. A później nadeszły i pozostałe panny, mówiąc: Panie! Panie! Otwórz nam. On zaś, odpowiadając, rzekł: Zaprawdę powiadam wam, nie znam was. Czuwajcie więc, bo nie znacie dnia ani godziny, o której Syn Człowieczy przyjdzie. Mat. 25:10-13

Wiele już napisano na temat przypowieści Pana Jezusa o mądrych pannach, która w całości znajduje się w Ewangelii Mateusza w 25 rozdziale. Nieustanne przypominanie tej przypowieści oraz innych fragmentów Słowa Bożego ma na celu całkowite obudzenie, oporządzenie lamp, zabezpieczenie oliwy i czuwanie w pełnej gotowości na zabranie do nieba prawdziwego kościoła Zbawiciela. Nie jest to kościół, który wywodzi się z formalnych i urzędowych ustaleń. Tym kościołem są wybrani, którzy dzięki Bożej łasce i Bożemu usprawiedliwieniu w Chrystusie powierzyli całe swoje życie Jezusowi Chrystusowi. Oni żyją w codziennej wdzięczności za odkupienie przez drogocenną krew Chrystusa, która została przelana na krzyżu. Pan Jezus dla tego kościoła jest prawdziwym Pasterzem, który prowadzi na prawdziwe pastwiska Słowa Bożego z pomocą i pocieszeniem Ducha Świętego. Od czasów życia, śmierci i zmartwychwstania Pana Jezusa, jedyny Bóg Izraela ogłosił czas łaski nie tylko dla Izraela ale również dla pogan, adoptując ich do swojej owczarni i wszczepiając w drogocenne drzewo oliwne. 

Jeżeli jesteśmy wszczepieni w to szlachetne drzewo oliwne (Rzym. 11:24) tym bardziej zachodzi potrzeba aby zabezpieczyć oliwę do własnych lamp. Nie można zdobyć tej oliwy bez życia w Chrystusie. Tej oliwy nie zdobędzie się przynależnością denominacyjną, słuchaniem kazań, śpiewaniem pieśni czy religijnymi czynnościami. Co takiego się stało, że głupie panny nie osiągnęły tego co mądre? Głupie panny przecież też słyszały o Oblubieńcu i wiedziały, że powróci. Problem w tym, że głupie panny miały pewną wiedzę o Oblubieńcu ale nie znały Go, jak również On nie znał ich. Ich związek z Chrystusem był interesowny i powierzchowny. Głupie panny nie chcą ponosić żadnych kosztów związanych ze sprawowaniem zbawienia ponieważ, chcą żyć w tym świecie wygodnie i szczęśliwie. One nie rozumieją tego, że to życie jest przejściowe ale konsekwencje chodzenia właściwą drogą są wieczne. 

Głupim pannom w rzeczywistości nie zależy na związku z Panem Jezusem bo nie są zainteresowane Jego nauką, Jego Słowem ani Jego czynami. Wymyśliły sobie własne sposoby cielesnego adorowania Go podczas, gdy On oczekuje aby cześć dla Niego wynikała z ducha i z serca, z prawdziwego uniżenia i poddania się Jemu. Zatem głupie panny nie chcą Jego miłości ale raczej wolą sobie dogadzać aby miło spędzać czas przy muzyce i rozgadanym biesiadom. One nie pragną wejść do Jego Domu modlitwy i poświęcania Chrystusa w sercu.

Im więcej ludzkich pomysłów w chrześcijańskich społecznościach  tym większa głupota i choroba dotyka ludzi, którzy uważają siebie za chrześcijan. Im więcej technologii, światowych rzeczy, szukania pieniędzy i dóbr materialnych tym większe zapieranie się Boga i prawdziwego działania Ducha Świętego. Technologia wizualna i sztuczna inteligencja staje się bezpośrednim kanałem okultystycznym i bezpośredniego wpływu demonów na coraz bardziej chorujących pastorów i coraz bardziej chorujące i słabe owce. Ekrany dosłownie zaczarowały wierzących w kierunku duchowej śmierci i duchowego upadku. Szatan jako fałszywy anioł światłości coraz bardziej zaślepia swoim światłem, tych którzy czytają Biblię ale niewiele z niej pojmują bo nie znają Jezusa zarówno pod względem Jego łaski, jak i Jego bardzo bliskiego gniewu, który spadnie na cały świat. Formalne chrześcijaństwo staje się częścią duchowego Babilonu i idzie na zatracenie.

Trzeba jasno napisać, co wynika z przypowieści, że mądre panny nie mają społeczności z głupimi, chociaż jedne i drugie mają na ustach Imię Oblubieńca. Głupie panny chciały część oliwy od mądrych panien ale mądre panny w swojej mądrości ucięły jakąkolwiek dalszą dyskusję i skierowały je do handlarzy, bo tylko takie przesłanie rozumieją głupie panny. Świętością nie można kupczyć a święty olej od Pana jest za darmo i każdy go może mieć kto pragnie - tak wielka jest Boża łaska! Głupie panny tego nie rozumieją bo tak naprawdę ich miłość do Jezusa jest tylko na ustach a prawdziwym bogiem stał się ten świat. Serca głupich panien szukają przyjemności w tym świecie a krzyż Chrystusa potraktowały, jak polisę ubezpieczeniową od następstw nieszczęśliwych wypadków i polisę na przyszłe życie.


Dlaczego władca tego świata nic nie miał do Jezusa?

Już wiele nie będę mówił z wami, nadchodzi bowiem władca świata, ale nie ma on nic do mnie; Jan. 14:30

Tożsamość władcy świata lub gdzie indziej księcia świata jest raczej zrozumiała. Chodzi oczywiście o szatana czyli diabła. Celem diabła jest kraść, zabijać i wytracać o czym doskonale wiemy od czasów, kiedy w ogrodzie Eden szatan zwiódł Ewę i Adama implementując gen śmierci dla kolejnych pokoleń synów ludzkich - grzech pierworodny.

Pan Jezus przyjął postać Człowieka i był poddany wszystkim ludzkim słabościom po to abyśmy wstępowali w Jego ślady i tym sposobem zwyciężyli diabła, któremu Bóg w Chrystusie odebrał berło władzy nad śmiercią i piekłem. Obecnie to Pan Jezus panuje nad śmiercią i piekłem (Obj. 1:18) ale śmierć będzie zniszczona dopiero na końcu, jako ostatni wróg (1Kor. 15:26).

Oblubienica Chrystusa pragnie wstępować w Jego ślady bo to On nam wskazuje wąską drogę i wąską bramę do Jego Królestwa. Ktoś kto kocha Pana Jezusa, pragnie się uczyć od Niego, jak prawidłowo iść przez ziemską pielgrzymkę na spotkanie Zbawiciela. Jest wielce zaskakujące, że pomimo całej nienawiści szatana skierowanej do Jezusa i Jego wyznawców ale także i do całego rodzaju ludzkiego, szatan nie miał nic do Jezusa. To oznacza, że nie mógł do niczego się przyczepić co było częścią ziemskiej pielgrzymki naszego Pana. Mówiąc jeszcze inaczej - Pan Jezus swoim życiem pokazał, że nie posiada żadnej zależności ani przywiązania do dzieł szatana w tym świecie. Cała uwaga Pana Jezusa była skoncentrowana na Ojcu w niebie i wykonywaniem Jego woli wśród ludzi. 

Pan Jezus jako Człowiek poddany tym ludzkim słabościom dał nam przykład, że Jego wybrani muszą odciąć się od świata i od jego całego zgiełku i splendoru ponieważ On to zrobił:

I wyprowadził go na górę, i pokazał mu wszystkie królestwa świata w mgnieniu oka. I rzekł do niego diabeł: Dam ci tę całą władzę i chwałę ich, ponieważ została mi przekazana, i daję ją, komu chcę. Jeśli więc Ty oddasz mi pokłon, cała ona twoja będzie. A odpowiadając Jezus rzekł mu: Albowiem napisano: Panu Bogu swemu pokłon oddawać i tylko jemu będziesz służył. Łuk. 4:5-8

Pan Jezus sprzeciwił się posiadaniu jakiejkolwiek władzy, jakiejkolwiek ludzkiej chwały, jakimkolwiek majątkom tego świata. Jego duchowy wzrok spoczywał na Słowie Ojca i na wykonywaniu Jego woli. Diabeł uczynił dzisiaj ogromny arsenał narzędzi aby człowiek bił pokłony dla jego dzieł i nieustannie dążył do egoistycznej chwały, złudnej władzy, posiadania marnych majątków. Ludzkie JA ma wszystko co niezbędne aby skutecznie oddzielić się od Boga i przeciwstawić się Jemu z całą ludzką pychą. Oczywiście ludzka pycha i dzieła szatana zadomowiły się w społecznościach chrześcijan, gdzie oferuje się przelewanie pieniędzy przez terminale płatnicze, elektroniczne gadżety multimedialne dla podsycania demonicznej duchowości czy biznesowe kluby wzajemnej finansowej adoracji. Człowiek jest w centrum uwagi ale nie Bóg. 

Mądre panny są obarczone ludzkimi słabościami i żyją w tym świecie, którego władcą jest szatan ale jednocześnie nie są z tego świata (Jan 17:14). Nie są z tego świata dlatego są gotowe aby go natychmiast opuścić. Życie mądrych panien i wzrok przez wiarę jest zwrócony na Jezusa Chrystusa. Diabeł nie jest w stanie żadną rzeczą przekupić serca mądrej panny. Żadna ludzka chwała, żadne majątki, żadna władza nie przekupią mądrych panien, dlatego na drodze pojawia się krzyż i cierpienie.

Krzyż jest wpisany w doczesne życie mądrych panien. Krzyż to odrzucenie, to cierpienie, to obmowy, to samotność, to łzy, ból, potrzeby, niedomagania, śmierć dla własnego ja. W tym upodabniają się mądre panny do Pana Jezusa. Diabeł nie jest w stanie powiedzieć ani zarzucić, że mądre panny są w jakimkolwiek stopniu uzależnione od jego rzeczy w tym świecie. One są odłączone od tych rzeczy bo nieustannie oczekują na Oblubieńca.

Oblubieniec niebawem nadejdzie i mądre panny zostaną stąd zabrane. W ostatniej dekadzie widzieliśmy i nadal widzimy tak wiele Bożych znaków iż mamy pewność, że Dzień Chrystusowy i spotkanie z Panem na obłokach jest bardzo bliski.

Kiedy mądre panny zostaną stąd zabrane rozpocznie się czas Wielkiego Ucisku, w którym według Słowa zostanie wylany na całą ludzkość Boży gniew i gniew Baranka. Każdy człowiek i każdy fragment ziemi pozostający w tym czasie doświadczy tego gniewu, który ma wiele różnych etapów opisanych przez Bożych proroków.

Jeśli nawet nie analizowaliśmy tych znaków to większość wierzących w Pana przyzna, że żyjemy w czasach Noego i Lota. Absolutna powszechna niemoralność i wszelki rodzaj zła ma miejsce w dzisiejszym świecie i to właśnie tak bardzo nasiliło się w ostatniej dekadzie. Wszelkie dążenia człowieka są ustawicznie złe. Społeczności wierzących zostały zarażone przez fałszywych proroków i nauczycieli do odstępstwa od prawdy przyjmując postawę wygodnego, rozrywkowego życia i porzucenia krzyża na rzecz zabawek diabła. Nabożne zgromadzenia zostały zamienione w teatr i religijną rozrywkę, gdzie modlitwy to koncert życzeń, a większość szuka swego a nie tego co Jezusa Chrystusa. 

A gdy one odeszły kupować, nadszedł oblubieniec i te, które były gotowe, weszły z nim na wesele i zamknięto drzwi. A później nadeszły i pozostałe panny, mówiąc: Panie! Panie! Otwórz nam. On zaś, odpowiadając, rzekł: Zaprawdę powiadam wam, nie znam was. Czuwajcie więc, bo nie znacie dnia ani godziny, o której Syn Człowieczy przyjdzie. Mat. 25:10-13